AUKCJA SZTUKA WYOBRAŹNI ORGANIZOWANA PRZEZ AGRA ART 06.06.2021

Dzień dobry wszystkim ? Miło mi poinformować, że 6 ego maja o godz. 18 stej odbędzie się Aukcja Sztuki Wyobraźni organizowana przez Agra Art na której będzie dostępny mój obraz do którego mam duży sentyment. Obraz można zobaczyć na wystawie przedaukcyjnej od 25 kwietnia w galerii przy ul. Wilczej 70, w godzinach 11-18. Poniżej linki do aukcji mojego obrazu oraz całego wydarzenia. Zapraszam wszystkich!

http://sztuka.agraart.pl/licytacja/476/28896

https://www.agraart.pl/aukcja-sztuka-wyobrazni-6-maja/

KILKA SŁÓW O TYM JAK POWSTAWAŁ OBRAZ „NIEBIESKIEGO MIASTA”

Obraz przedstawiający martwe miasto, które zakrywa niesiona przez ptaki ogromna płachta powstał w 2021 roku, a praca nad nim zajęła dwa miesiące i skończony został na przełomie marca i kwietnia. Nie pamiętam kiedy powstał pomysł na ten temat: czy pojawił się on jako wariacja obrazu miasta z czworonogiem, czy może powstał w innym czasie. Pamiętam zaś kadr jaki mi się ukazał przed oczami, który był zbliżony do przedstawionego oraz gwieździste niebo, jako trzeci plan całości. W warstwie konstrukcyjnej, to zależało mi na swego rodzaju patosie sceny, w której lecące bez głów ptaki trzymają zniszczoną płachtę docelowo mającą zakryć misato dopełniając jego końca. Pierwotnie ptaki miały wrzeszczeć, by nadać scenie więcej dramatyzmu, ale po namalowaniu szkicu, stwierdziłem, iż bardziej pasująca i bez utraty dramatyzmu będzie cisza. Dlatego ptakom w ogóle usunąłem głowy przez co chyba jeszcze bardziej wszystko stało się martwe. Początkowy zamysł przedstawiał ogromną tkaninę leżącą na ziemi, którą to ptaki niczym wielkie prześcieradło naciągały na ruiny, lecz w trakcie pracy pomyślałem, by niejako połączyć drugi plan (tkaninę) z trzecim (niebem), tak by niejako płachta spływała z nieba. Uznałem to za ciekawsze rozwiązanie i namalowałem je. Zależało mi na mocnonasyconym, odbitym od nieba świetle, które równoważyło delikatne, czerwonawe światło nad horyzontem po przeciwnej stronie. Wszystko to dla wzmocnienia nierealności sytuacji. Niekiedy w takiej szacie oświetleniowej miewam sny. Jako dopełnienie całości, na jednym z budynków namalowałem postać wykonującą gest uciszania. Części filozoficznej, czy może bardziej ideowej nie chcę opisywać by nie psuć dociekań widza i wbrew pozorom nie jest ona zbyt wielka. Gdy obraz wszedł w fazę detalu, to cisza o jakiej myślałem na etapie szkicu zamieniała się w początek utworu „O Fortuna” Carmina Burana z charakterystycznym brzmieniem chóru, tak więc czasami patrzyłem na to, jak na spektakl ciszy, a innym razem w tle słyszałem początek wspomnianego utworu Carla Orffa. Obraz ma wymiary 100 x 118 cm i jest malowany techniką olejną na płycie aluminiowej.

CYKL OŁÓWKÓW – JEDYNE TAKIE PRACE

Ołówki. Cykl na które składa się dwanaście prac stworzonych w 2013 roku w Warszawie, po sporych zmianach życiowych i oczekiwaniu na ponowny powrót do Szczecina. Nie planuję więcej wracać do tej techniki, więc prace będą swego rodzaju „białymi krukami”. Poza jedną, reszta ma wymiar 100 cm na 70 cm. Poniżej pokazuję te dostępne.

TEKST O TYM JAK POWSTAWAŁ „GRUZOSPAD”

Obrazy maluję na anodowanych płytach aluminiowych jako podobraziach, które uważam za jednymi z trwalszych, o czym zresztą można przeczytać w fachowej literaturze. Malowany w w 2020 roku obraz, roboczo nazwany „Gruzospadem” o wymiarach 124 cm wysokości na 100 cm w podstawie jest do chwili obecnej rekordzistą jeśli chodzi o czas poświęcony na jego stworzenie, oscylujący wokół czterech miesięcy. Tak długi okres wynikał z przyjęcia metody malowania, którą wybrałem spośród dwóch, mianowicie: albo wodospad przerabiam na ruiny głównie architektury, albo riuny na wodospad. Wybrałem tę drugą, o wiele bardziej pracochłonną, wymagającą użycia drobnych pędzli dla całej powierzchni „wody”, których dla tego celu zużyłem kilkanaście jak nie kilkadziesiąt. Następnie wypracowany detal zacząłem zamazywać, przerabiać, odpowiednio cieniować, aż do finalnej postaci. Pomysł na jego powstanie zrodził się z inspiracji wcześniejszą pracą, czyli kwadratowym wodospadem umieszczonym wewnątrz ogromnej przestrzeni. Obraz ten wisiał u mnie na ścianie i w którymś momencie, zerkając, pojawiła się wizja łącząca rozpadające się budynki z wodospadem w ujęciu na wprost, przy czym od razu wyobraziłem sobie, a raczej „usłyszałem” ogromny huk temu towarzyszący. Podczas szkicowania już wiedziałem, że nie ma sensu trzymać się jednej skali oraz jedynie architektury. Tak więc oprócz różnej wielkości strzępów architektury pojawiają się najdziwniejsze elementy jakie mi względnie swobodnie przychodziły do głowy, bądź inne, jakie „widziałem” w plamach malując. W pracy tej – mówiąc potocznie – dałem upust wyobraźni i ilość dziwactw rosła wraz z czasem malowania obrazu. Dół pierwotnie miałbyć uproszczony, złożony jedynie z jakiejś barierki i węszącego psa, ale wygrała wyobraźnia. „Gruzospad” dał początek pochodnym wizjom i jego wersje z całą pewnością pojawią się w przyszłości. Obraz jest na pewno dla widzów lubiących detal, cierpliwych, analizujących pracę centymetr po centymetrze, gdyż jest tam cała masa elementów fantastycznych, niezrozumiałych, czy wręcz celowo sprzecznych, których nie chcę wskazywać po to, by oglądający mógł z biegiem czasu odkrywać kolejne z nich i być może dostrzegać zalążki przyszłych obrazów. A wszystko to w morzu pytań i refleksji.

TEKST MÓWIĄCY JAK POWSTAŁ OBRAZ Z CZTEROKĄTNYM WODOSPADEM Z 2019 ROKU

Obraz przedstawiający kwadratowy wodospad na tle olbrzymiego dołu, powstawał w okresie w którym poszukiwałem ekspresji w sposobie kładzenia farby, zapoczątkowanej przez szkic ołówka robionego jeszcze w 2013 roku. Otóż robiąc ów szkic nieco niedbałymi kreskami kreśląc je zgodnie z kierunkiem jaki wyznacza mi praworęczność, pełen zaskoczenia zauważyłem, iż rysunek „ożył sprawiając wrażenie ruszającego się”. Znałem ten efekt nie tylko z wcześniej widzianych prac ołówkowych czy z historii malarstwa (np. impresjonizmu), ale wiedzieć coś, a to zrozumieć to dwie różne sprawy, wręcz odmienne stany umysłu. Wówczas pojąłem, że ekspresja może płynąć nie tylko z tematu i formy pracy, ale także charakteru posługiwania się danym narzędziem. Zaczęło mi zależeć na swego rodzaju nerwowości linii, by widz czuł, iż praca powstawała w emocjonalnym wzburzeniu. Ponieważ kreski stawiałem ukośnie, to później, w oleju postanowiłem zaadaptować ten sposób i w takim stylu powstało kilka obrazów, w tym omawiany wodospad będący pierwszym jaki namalowałem w ogóle. Do dzisiaj przykładam olbrzymią wagę do sposobu kładzenia farby i najprawdopodobniej jeszcze nie jedna zmiana przede mną. Sam temat nie wziął się z nikąd ponieważ jest tam element stale pojawiający się w mojej głowie, a mianowicie olbrzymia, płaska powierzchnia, w domyśle betonowa na której widnieją usychnięte i pokiereszowane czasem kikuty będące kiedyś drzewami. Pierwszym obrazem gdzie takie coś się pojawiło był spory dół biegnący ku horyzontowi nad którym leciały dwa, spłoszone i gubiące pióra ptaki. Boczne płaszczyzny porastały wspomniane uschnięte drzewa. Obraz był w tonacjach turkusowych. Jakiś czas później pomyslałem, a dlaczego by nie zrobić czegoś podobnego, patrząc na przepaść prostopadle z jednego z brzegów? Ponieważ sam dół wydawał mi się dość nudny, to pojawił temat główny, czyli wodospad, ale taki z którego woda miała czerpać źródło nie wiadomo skąd. Dlaczego wodospad? Nie wiem. Dlaczego taki? Także nie wiem. Po prostu wydało mi się to ciekawe. Podczas „wizualizacji wodospadu” pojawił się szum spadającej wody, co z kolei skojarzyło mi się ze sunącymi, majestatycznie popychanymi przez wiatr chmurami i w taki oto sposób uznałem chmury za konieczny element tej pracy. Oświetlenie dałem z tyłu, w miarę nisko. Jednakże szybko poczułem chęć przełamania spokojnego dźwięku i całej scenerii kontrastującym, jeszcze nieokreślonym krzykiem lub dramatem. Wówczas powstał zalążek sceny, w której pierwotnie miała być łódź, a jej nieuchronny koniec wyznaczała linia wodospadu. Byłem gotowy do rozpoczęcia pracy, lecz uznałem, że koncepcja wymaga zmian. Tak więc na bez wiosłowej, czyli bez sterownej łodzi pojawił się człowiek, a na pierwszym planie dodałem drugiego, wrzeszczącego, mającego świadomość przyszłej tragedii. Postaci na łodzi uniosłem rękę w bliżej nieokreślonym geście, a osoba wrzeszcząca wydawała mi się jednak niestosowna, więc schowałem ją za swego rodzajem zabudową architektoniczną, ale wciąż zachowałem u niej cechy świadomości sytuacji. To wszystko powstało w głowie, po czym rozpocząłem malowanie. Nie chcę opisywać więcej, by nie psuć intelektualnej zabawy w domysłach oglądających widzów. Pozostają pytania: Czy osoba na łodzi spokojnie godzi się ze swym losem? Czy macha ręką w geście rozpaczy, czy może po prostu woła, by ostatni raz w życiu pożagnać człowieka na pierwszym planie? Kim jest każda z postaci? Czy osoba na łodzi i ta druga to ta sama persona, ale być może w innym wieku? Czy jedna z nich jest jakimś wyobrażeniem tej drugiej? Która której? Czy mamy do czynienia z wyobrażeniem sumienia? Może z poczuciem winy? Czy może chodzi tu o grę między światem doczesnym, a mistycznym? Te i wiele innych pytań oraz odpowiedzi zostawiam widzom i ich indywidualnym stanom ducha. Pozostaje mi tylko dodać, iż praca ta będzie miała wersję, gdzie chyba utrzymam pierwotny zamysł samotnej łodzi, której los wyznacza granica przepaści, a może….?

FINAŁ AUKCJI SZTUKI FANTASTYCZNEJ SOPOCKIEGO DOMU AUKCYJNEGO Z DNIA 20 LUTEGO 2021 R

Bardzo miło mi jest poinformować o sprzedaży dwóch obrazów w moim debiucie podczas aukcji w Sopockim Domu Aukcyjnym. Nie przypuszczałem, że będą to emocje tej skali, tym bardziej iż oba osiągnęły ceny brutto 22.140 zł dla „Ptaków” (120 x 100 cm) oraz 15.990 zł zł dla „Chaszczy na pasach” (80 x 100 cm). Największe jednak emocje oraz zadowolenie ma źródło w tym, że prace te znalazły nowych właścicieli co cieszy mnie niezmiernie i mam nadzieję, że stale będą dostarczać estetycznych wrażeń. Pragnę dodać, iż kolejne obrazy pojawią się na następnych aukcjach i będzie mi niezmiernie miło, jeśli staną się one Państwu bliskie i się spodobają. Poniżej załączone obrazy z aukcji.

https://www.sda.pl/index.php?id=240&lang=pl&typeGlobal=2&setPage=2

DWA OBRAZY NA AUKCJI SZTUKI FANTASTYCZNEJ SOPOCKIEGO DOMU AUKCYJNEGO

Dzień dobry wszystkim!

Dla osób chętnie spoglądających na moje obrazy mam dwie wiadomości: pierwsza – powoli wykańczam najnowszy obraz, który planuję opublikować jeszcze w lutym, oraz drugą – iż niezwykle miło mi poinformować Państwa o tym, że dwa obrazy pojawią się na Aukcji sztuki fantastycznej w Sopocki Dom Aukcyjny. Wydarzenie odbędzie się 20 stego lutego 2021 o godz. 17:00 w Sopockiej Galerii przy ul. Boh. Monte Cassino 43, a poprzedzi je wystawa przedaukcyjna w daniach 6 – 20 lutego 2021 na co serdecznie zapraszam. Poniżej w załącznikach pokazuję obrazy które będą częścią aukcji oraz podsyłam link do samego wydarzenia.

Pozdrawiam serdecznie,

Oporski.

https://www.sda.pl/…/zbigniew-oporski-bez-tytulu-2020…

https://www.sda.pl/…/zbigniew-oporski-bez-tytulu-2018…

http://www.sda.pl/

TEKST MÓWIĄCY O POWSTAWANIU OBRAZU MIASTA Z PALĄCYM SIĘ CZWORONOGIEM

Obraz przedstawiający puste miasto, z idącym palącym się czworonogiem, powstał nieco szybciej niż poprzednie. Wynikło to z poszukiwania nowych rozwiązań operowania techniką olejną, a konkretnie innym sposobem kładzenia farby i użyciem odmiennym rodzajem pędzli, wcześniej szeroko omijanych. Ponieważ efekt uznałem za nawet obiecujący, postanowiłem eksplorować nowe możliwości i zobaczyć co z tego wyjdzie przy najbliższych pracach. Celowo nie tytułuję obrazów. Malarstwo tego typu, czyli w większości wizyjne, gdzie skończona praca mniej więcej przypomina to co się „ujrzało” – w mojej opinii – tytułów nie potrzebuje, a wręcz im przeczy. Wynika to z konstrukcji obrazu. Tak jak snów nie zapowiadają wielkie sunące się napisy tytułowe oraz nie budzimy się gdy opadnie kurtyna z napisem „Koniec, tak i wizji artystycznej nie sposób nadać tytułu. Ponadto, w trakcie pracy malarskiej wstępne założenia zmieniają się, ewoluują i nierzadko pierwotny zamysł przeradza się w coś zupełnie innego, niż sugerowałby początek. To tego dochodzi przypadek, który w moim wypadku jest bardzo istotnym czynnikiem twórczym. Stąd moje zdanie jest takie, że w większości wypadków tytuł jest atrybutem innego typu malarstwa i śmiało można go pominąć. Nie chcę też narzucać interpretacji widzom. Przy doznaniu wizji trzeba być wyczulonym i tej delikatnie przesłaniającej świadomość kliszy nie rozmyć nagłym skupieniem uwagi, gdyż łatwo wówczas o „wyłączenie kanału”, co najłatwiej mógłbym porównać do sytuacji wyrwania kogoś ze stanu zamyślenia. Po pewnym czasie ma się jednak nieco wprawy i kontroli nad tym procesem. Jak to wygląda? Wbrew pozorom nie jest to proces skomplikowany i każdy, ale absolutnie każdy, może sobie to wyobrazić – i to dosłownie. Otóż, jeśli pomyślimy nad jakąkolwiek rzeczą, to zwykle pojawi się nam ona przed oczami w pełnej krasie, detalu, niemalże z fotograficzną dokładnością. Tak jakby na soczewkę oka nałożyć zdjęcie z dużą przezroczystością, przez którą widzimy rzeczywistość. Ma tak każdy i tak to właśnie wygląda. Proces jest o tyle ciekawy, iż na ogół nie ma problemu z wyobrażeniem sobie np. sylwetki konia, która będzie właściwa, w proporcjach i doskonałym oświetleniu. Kłopot pojawia się gdy trzeba wyobrażenie odtworzyć w formie technik artystycznych. Oczywiście powyższy przykład to jeden z wielu sposobów w jaki rodzi się koncept na przyszły obraz. Wracając do tematu: W pewnym momencie podczas szkicowania zupełnie innego pomysłu, przed oczyma ukazał mi się widok miasta z pewnej wysokości z idącym powolnie, palącym się czworonogiem. Sekundę później miałem to już z grubsza naszkicowane. Po pewnym czasie przystąpiłem do pracy nanosząc ołówkiem szkic na podobrazie. Wcześniej jednak rozpatrywałem jaki kadr byłby najkorzystniejszy: pion czy poziom? Poziom wydawał się bardziej naturalny z uwagi na większe odczucie skali wynikające z szerokości, ale miałem wrażenie, iż w pionie obraz będzie silniejszy w odbiorze, a głębia bardziej wyrazista. Kolejną sprawą była kompozycja: jak umieścić budynki? Jak stworzyć układ urbanistyczny, by oddawał założenie, ale także by nie polec na perspektywie? „Ulice” bardziej zrobić po przekątnej czy na wprost? Kolejna, bardzo ważna kwestia to dobór odpowiedniego oświetlenia. W tej kwestii w głowie miałem kilka walczących o pierwszeństwo wersji. Być może ciężko w to uwierzyć, ale w moim wypadku to właśnie ten etap pracy uważam za najcięższy i chyba najważniejszy. Nierzadko są to wielogodzinne namysły, kalkulacja i szereg analizowanych szkiców. Ostatecznie na pionowym podobraziu znalazł się zarys miasta, w którym najbardziej widoczna ulica biegła na wprost, a samo miasto położone było na dwóch wzniesieniach, gdzie pierwsze załamywało się, dając możliwości pokazania planów dalszych, a drugie znikało gdzieś w głębi gęstniejącego powietrza. Oświetlenie dałem nieco z lewej strony, tak by układające się cienie wypełniały plac po lewej stronie i cieniami przecinały linię „ulicy”, by ta nie wydawała się wizualnie zbyt nachalna. Zależało mi także na promieniach światła kontrastująco rozjaśniających bryły obiektów po prawej stronie. Z dołu zaś chciałem uzyskać efekt ciężkości, tak by całość mocno strzelała z dołu ku górze. Kolor dobierałem na końcu i nawiązywałem do jednego snu jaki miałem sprzed paru laty, gdzie scena była oświetlona narkotycznie niebiesko-zielonkawym światłem. Ostatecznie kolor jak i całość pracy „ustawiła” się sama, choć w tym wypadku ogólne założenie kompozycyjne pozostało niezmienne. W trakcie pracy pojawiła się forma „budynków”, które pierwotnie miały być związane jakimś ogromnym, przeskalowanym drutem przypominającym bardziej snopki siana jakie wylatują z kombajnu podczas żniw, ale malowane na początku plamy „zasugerowały”, by „budynki” nosiły ślady mocnych, otwartych zniszczeń. By w ogóle przypominało to „budynki” tam gdzie się dało stworzyłem anteny radiowo-telewizyjne starego typu. Dlaczego takie? Mam pewien sentyment do lat dzieciństwa i z tego okresu czerpię detale, które akurat w tym wypadku niespecjalnie zniekształcałem. Malując, stwierdziłem że zniszczenia są na tyle wystarczające, iż nie trzeba dodawać żadnych okien. Miało to być maksymalnie martwe. Martwotę chciałem także podkreślić uschniętym „drzewkiem” na środku placu po lewej stronie. Pierwsze pociągnięcia pędzlem postaci czworonoga zrodziły pytanie: co wybrać? Konia czy psa? Uznałem, że nieszczególnie będę się zajmował określaniem gatunku, nie mniej jednak chyba bardziej przypomina to psa, co może i bardziej pasuje z całością obrazu niż swego rodzaju „szlachetność” konia jaką ma to zwierzę w naszej kulturze. Zastanawiałem się także czy nie domalować idącego obok wyjącego „młodego”. Ponieważ „stary” się palił i miał się palić odgórnie, więc wiadomym było, że umrze, to po dodaniu „młodego” teoretycznie podkreśliłoby jego osamotnienie i dalej rychłą śmierć, ale nie było to ostatecznie wiadome, więc zostałem przy „starym” i jego pewnej śmierci. Z drugiej strony, nie chciałem niepotrzebnie eskalować dramatu. Koniec żywota samotnego zwierzęcia wydawał mi się wystarczający. Reszta „malowała się sama”. Tak więc samoistnie wyszło, że zwierzę idzie ku ciemności, w zasadzie jakby bez większej (a może wręcz przeciwnie!) świadomości iż się pali. W pewnym momencie silnie poczułem aby „zamknąć” obraz od góry. Chmury z pewnej wysokości ułożyły mi się w taki, a nie inny sposób i nie kombinując za wiele zostawiłem je w tej postaci, choć ich formy nie jestem pewny do tej pory pisząc ten tekst. Pod sam koniec dodałem kilka lamp ulicznych, ale nie chciałem całości zbytnio „ożywiać” detalami tego typu. Uznałem je za zbędne. Odpowiedzią na pytanie: „Dlaczego obraz przedstawia, to co przedstawia?” – mówiąc w dużym skrócie – jest fakt, że ten oraz inne są odbiciem mnie samego. Miasto, pozbawione żywego tchu, być może bez czasu, bez pragnień, jest miejscem martwym, ale jest też miastem bez ciężaru codziennej walki o przetrwanie, bez problemów, bez obaw o coś, o kogoś, o siebie. Takie miejsce odpowiada świadomej rezygnacji ze wszystkiego w zamian za całkowity i wiecznie pewny spokój jakiejś nieokreślonej, pełnej estetycznych doznań metafizycznej egzystencji.