TEKST MÓWIĄCY JAK POWSTAŁ OBRAZ Z CZTEROKĄTNYM WODOSPADEM Z 2019 ROKU

Obraz przedstawiający kwadratowy wodospad na tle olbrzymiego dołu, powstawał w okresie w którym poszukiwałem ekspresji w sposobie kładzenia farby, zapoczątkowanej przez szkic ołówka robionego jeszcze w 2013 roku. Otóż robiąc ów szkic nieco niedbałymi kreskami kreśląc je zgodnie z kierunkiem jaki wyznacza mi praworęczność, pełen zaskoczenia zauważyłem, iż rysunek „ożył sprawiając wrażenie ruszającego się”. Znałem ten efekt nie tylko z wcześniej widzianych prac ołówkowych czy z historii malarstwa (np. impresjonizmu), ale wiedzieć coś, a to zrozumieć to dwie różne sprawy, wręcz odmienne stany umysłu. Wówczas pojąłem, że ekspresja może płynąć nie tylko z tematu i formy pracy, ale także charakteru posługiwania się danym narzędziem. Zaczęło mi zależeć na swego rodzaju nerwowości linii, by widz czuł, iż praca powstawała w emocjonalnym wzburzeniu. Ponieważ kreski stawiałem ukośnie, to później, w oleju postanowiłem zaadaptować ten sposób i w takim stylu powstało kilka obrazów, w tym omawiany wodospad będący pierwszym jaki namalowałem w ogóle. Do dzisiaj przykładam olbrzymią wagę do sposobu kładzenia farby i najprawdopodobniej jeszcze nie jedna zmiana przede mną. Sam temat nie wziął się z nikąd ponieważ jest tam element stale pojawiający się w mojej głowie, a mianowicie olbrzymia, płaska powierzchnia, w domyśle betonowa na której widnieją usychnięte i pokiereszowane czasem kikuty będące kiedyś drzewami. Pierwszym obrazem gdzie takie coś się pojawiło był spory dół biegnący ku horyzontowi nad którym leciały dwa, spłoszone i gubiące pióra ptaki. Boczne płaszczyzny porastały wspomniane uschnięte drzewa. Obraz był w tonacjach turkusowych. Jakiś czas później pomyslałem, a dlaczego by nie zrobić czegoś podobnego, patrząc na przepaść prostopadle z jednego z brzegów? Ponieważ sam dół wydawał mi się dość nudny, to pojawił temat główny, czyli wodospad, ale taki z którego woda miała czerpać źródło nie wiadomo skąd. Dlaczego wodospad? Nie wiem. Dlaczego taki? Także nie wiem. Po prostu wydało mi się to ciekawe. Podczas „wizualizacji wodospadu” pojawił się szum spadającej wody, co z kolei skojarzyło mi się ze sunącymi, majestatycznie popychanymi przez wiatr chmurami i w taki oto sposób uznałem chmury za konieczny element tej pracy. Oświetlenie dałem z tyłu, w miarę nisko. Jednakże szybko poczułem chęć przełamania spokojnego dźwięku i całej scenerii kontrastującym, jeszcze nieokreślonym krzykiem lub dramatem. Wówczas powstał zalążek sceny, w której pierwotnie miała być łódź, a jej nieuchronny koniec wyznaczała linia wodospadu. Byłem gotowy do rozpoczęcia pracy, lecz uznałem, że koncepcja wymaga zmian. Tak więc na bez wiosłowej, czyli bez sterownej łodzi pojawił się człowiek, a na pierwszym planie dodałem drugiego, wrzeszczącego, mającego świadomość przyszłej tragedii. Postaci na łodzi uniosłem rękę w bliżej nieokreślonym geście, a osoba wrzeszcząca wydawała mi się jednak niestosowna, więc schowałem ją za swego rodzajem zabudową architektoniczną, ale wciąż zachowałem u niej cechy świadomości sytuacji. To wszystko powstało w głowie, po czym rozpocząłem malowanie. Nie chcę opisywać więcej, by nie psuć intelektualnej zabawy w domysłach oglądających widzów. Pozostają pytania: Czy osoba na łodzi spokojnie godzi się ze swym losem? Czy macha ręką w geście rozpaczy, czy może po prostu woła, by ostatni raz w życiu pożagnać człowieka na pierwszym planie? Kim jest każda z postaci? Czy osoba na łodzi i ta druga to ta sama persona, ale być może w innym wieku? Czy jedna z nich jest jakimś wyobrażeniem tej drugiej? Która której? Czy mamy do czynienia z wyobrażeniem sumienia? Może z poczuciem winy? Czy może chodzi tu o grę między światem doczesnym, a mistycznym? Te i wiele innych pytań oraz odpowiedzi zostawiam widzom i ich indywidualnym stanom ducha. Pozostaje mi tylko dodać, iż praca ta będzie miała wersję, gdzie chyba utrzymam pierwotny zamysł samotnej łodzi, której los wyznacza granica przepaści, a może….?